Z kilkutygodniowego protestu w Sejmie wszyscy główni aktorzy wyszli poobijani. Najbardziej – polski parlamentaryzm. Nieco nieoczekiwanie jedynym głosem rozsądku w ostatnich dniach był lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Kryzys rozpoczął się od próby ograniczenia dziennikarzom możliwości poruszania się po Sejmie, a bezpośrednim punktem zapalnym było wykluczenie posła PO Michała Szczerby z obrad. Partie opozycyjne zaczęły okupację sali sejmowej, a PiS z pogwałceniem zasad parlamentaryzmu przegłosował ustawę budżetową w Sali Kolumnowej.
Z okupacji Sejmu jako pierwsze wyłamało się PSL. W frontalnym zwarciu PiS z PO i Nowoczesną argumenty Kosiniaka-Kamysza nie zostały wysłuchane z należytą uwagą. A 35-letni lider PSL tłumaczył: „Jeżeli media wrócą do Sejmu, to nie ma powodu zostawać w sali plenarnej. Widzę, że jedna i druga strona chcą dziś zaogniać sytuację. Dolewają oliwy do ognia, zamiast wylewać ją na wzburzone fale. Potrzeba nam spokoju”.
Dzień później rozmawiał, podobnie jak liderzy pozostałych partii, z prezydentem Andrzejem Dudą. Lider PO Grzegorz Schetyna przyszedł do prezydenta z oczekiwaniem nakierowanym na podgrzanie atmosfery sporu (rezygnacja marszałka Marka Kuchcińskiego), a Kosiniak-Kamysz próbował pokazać problematyczność głosowania w Sali Kolumnowej na konkretnym przypadku. Wskazywał, że poseł Zbigniew Sosnowski chciał zgłosić wniosek formalny, ale mu to uniemożliwiono. Tym samym nie mógł pełnić mandatu posła, co by wymagało powtórzenia głosowania. W dodatku marszałek Kuchciński przyjął zażalenie posła i miało być ono rozpatrzone w trybie regulaminowym. Kosiniak-Kamysz twierdził, że Duda zainteresował się tym przypadkiem.
Pozostałe partie opozycyjne tej sprawy, wcale nie błahej, nie podchwyciły. Wolały dyskutować o kwestii kworum. Trudno jednak udowodnić na sto procent, że go nie było, więc spór ten szybko zmienił się w rytualną wymianę ciosów.
Kłótnia o kworum przyćmiła też inny problem, który podnosił Kosiniak-Kamysz: przegłosowania wszystkich poprawek opozycji w jednym bloku, w tym także poprawek sprzecznych ze sobą. Ten precedens może mieć fatalne skutki w kolejnych latach. Jeśli uzna się głosowanie nad budżetem za prawidłowe, oznacza to przyjęcie takiej metody głosowania poprawek za dopuszczalną.
Efektowna okupacja Sejmu przez PO i Nowoczesną spotkała się z żywą reakcją Polaków, którzy przychodzili na ul. Wiejską i wspierali posłów. Z każdym dniem widać jednak było, że to droga donikąd. Niezbyt zrozumiała była decyzja Schetyny, by nie uczestniczyć w spotkaniach z marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Jeżeli prowadzi się protest okupacyjny, nie można odrzucać żadnej możliwości rozmowy, a spotkanie z marszałkiem Senatu przed głosowaniami w Senacie było potrzebne.
Senat przegłosował ustawę budżetową bez poprawek i skierował ją do podpisu prezydenta Dudy, a Platforma ogłosiła zakończenie protestu i „moralne zwycięstwo”. W rzeczywistości poniosła porażkę i zawiodła przychodzących w geście wsparcia pod Sejm ludzi.
Obwieszczając zakończenie protestu, Schetyna poinformował, że PO nadal będzie się domagać odwołania marszałka Kuchcińskiego. Spór głównej partii opozycyjnej i partii rządzącej sprowadzany jest wciąż przez lidera PO do kwestii personalnych i traktowany ambicjonalnie.
Chwilę po nim do dziennikarzy wyszedł Kosiniak-Kamysz. Zaproponował kolejne rozwiązanie – skierowanie wniosków do Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, aby oceniły zgodność z prawem trybu uchwalenia budżetu. To wyjście desperackie, ale pozostaje w porządku szukania wyjścia z pata na gruncie prawnym.
Konsekwencje uznania głosowania nad budżetem w Sali Kolumnowej za ważne mogą ciążyć nad Sejmem latami. Odpowiedzialność za to ponosi głównie partia rządząca, czyli PiS. Ale także PO i Nowoczesna. Zaledwie 35-letni Władysław Kosiniak-Kamysz wyrasta natomiast na lidera, który zasłużył na poważne traktowanie. Czy jednak karmiący się konfliktem politycy będą w stanie usłyszeć jego racjonalne uwagi?
tekst:Paweł Gawlik, źródło: http://wyborcza.pl/