Donald Tusk zaklinał Komisję Europejską, by nie godziła się na Nord Stream 2. W piątek jednak Polska przegrała w Brukseli znów stosunkiem głosów 1:27
We środę 14 czerwca Komisja Europejska miała poprosić kraje Unii o udzielenie jej mandatu do negocjowania z Rosją warunków budowy Nord Stream 2 z Rosji przez Bałtyk, jednak zrobiła to już w piątek – stanowisku sprzeciwiała się tylko Polska.
Gazociąg tłoczący rosyjski gaz do Niemiec będzie kosztował 9,5 mld euro, w połowie mają go kredytować europejskie firmy: francuski Engie, holenderski Royal Dutch Shell, niemieckie Uniper i Wintershall oraz austriacki OMV.
– W Komisji nie ma jednomyślności, ostatnie dni będą decydujące – mówili kilka dni temu nasi rozmówcy w Brukseli. Przekonywali, że nie wszyscy komisarze wierzą w zapewnienia szefa Komisji Jeana-Claude’a Junckera, że Nord Stream 2 to projekt tylko ekonomiczny, a nie polityczny. Pomylili się.
Atmosferę wcześniej podgrzał jeszcze Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, jednoznacznie twierdząc, że gazociąg rosyjski będzie szkodliwy dla całej UE. W ujawnionym przez „Financial Times” liście do Junckera Tusk pisze: „Budowa Nord Stream 2 pozwoli Rosjanom na zamknięcie szlaku tranzytowego przez Ukrainę, a agresja na ten kraj się nie skończyła. (…) Uzależni nas bardziej od rosyjskich dostaw i skupi tranzyt gazu wzdłuż istniejącej trasy. Ponadto umocni pozycję Gazpromu jako dominującego dostawcy gazu do UE”. Jednak to też nie pomogło.
W piątek Komisja Europejska stosunkiem głosów 1:27 przyjęła po cichu, bez dyskusji stanowisko w sprawie kontrowersyjnego gazociągu. Sprzeciw zgłosiła tylko polska komisarz Elżbieta Bieńkowska, rumuński sprzeciw wpłynął po czasie, a koalicja, na którą liczyliśmy, czyli m.in. kraje bałtyckie, sprzeciwu nie złożyła.
– Tusk dał do zrozumienia, że Rada Europejska nie udzieli wsparcia Komisji Europejskiej w sprawie budowy tego gazociągu. My w Polsce doskonale zdajemy sobie sprawę, że narusza on partnerstwo wschodnie, w tym interesy Ukrainy – mówi Andrzej Grzyb, europoseł EPP, przewodniczący klubu PSL w Parlamencie Europejskim i członek parlamentarnej komisji środowiska (ENVI). – To dowód, że decyzja pozwalająca na budowę gazociągu nie zostanie akceptowana przez wszystkie państwa członkowskie i może być powodem do protestów – dodał Grzyb.
Rzecznik KE Margaritis Schinas uspokajał w ubiegłym tygodniu, że projekt rurociągu Nord Stream 2 będzie musiał podlegać unijnemu prawu. Tymczasem ze stanowiska KE wynika, że podlegać będzie mu tylko naziemna część gazociągu.
Teraz sprawą zajmie się Rada UE i to jej decyzja będzie wiążąca – potrzeba tu kwalifikowanej większości głosów. Jeśli akt głosowany jest na wniosek Komisji, to 260 na 357 głosów. Polsce będzie bardzo trudno pozyskać sprzymierzeńców. Jak ustaliliśmy, równolegle sprawą będzie się zajmował Parlament Europejski – po to by spróbować wpłynąć na Radę, bo jego rezolucja nie ma wiążącego znaczenia.
Nasi rozmówcy z kręgów KE twierdzą, że sprawa budowy kontrowersyjnego gazociągu wydaje się przesądzona. Pytanie jednak, kiedy miałby powstać. Od przedstawicieli polskiej strony nieoficjalnie słyszymy, że teraz czas powalczyć o przeciągnięcie negocjacji. To bowiem może sprawić, że to Baltic Pipe, czyli rurociąg pozwalający na przesyłanie norweskiego gazu do Polski przez Danię (Polacy i Duńczycy podpisali w piątek memorandum w sprawie jego współfinansowania), powstanie szybciej niż Nord Stream 2. Wyprzedziłoby to Gazprom w umacnianiu pozycji monopolisty w regionie.
Komisja Europejska przygotowuje jednocześnie do uchwalania projekt nowego prawa dla rynku gazu. Jak ustalił DGP, komisarze chcą jeszcze w tej kadencji uchwalić przepisy podobne do pakietu zimowego w energetyce (ogłoszone w grudniu ubiegłego roku projekty dyrektyw mających wejść w życie po 2020 r.).
Przyszłe rozporządzenia mają dotyczyć m.in. bezpieczeństwa dostaw, zwiększenia efektywności czy zmniejszenia emisji CO2. Konkretów na razie brak, jednak gazownicy już sygnalizują, że przeniesienie pomysłów z pakietu zimowego analogicznie na rynek gazowy będzie trudne.
Z naszych informacji wynika, że od kilku miesięcy czeski lub słowacki oddział EY na zlecenie Komisji opracowuje raport „Quo vadis”, którego zadaniem jest zdefiniowanie niezbędnych zmian na rynku gazu. By zdążyć ze zmianami jeszcze w tej kadencji, projekty przepisów muszą być gotowe najpóźniej na początku 2018 r., bo kolejne eurowybory są zaplanowane na 2019 r.
źródło: forsal.p